PAWEŁ MILCAREK — WDOWA SMOLEŃSKA ALBO NIEFART
Przeczytałem najnowszą powieść Andrzej Horubała . Dwoma haustami, mam przecież słabość do tego autora (jeśli chodzi o jego powieści, to głównie z powodu pradawnego „Farciarza”, ale przypominam sobie, że kiedyś układałem dla zabawy listę autorów mojego idealnego tygodnika, i AH był tam pewniakiem wśród kilku). „Wdowa smoleńska” to ciągle ten sam styl i forma, z tymi samymi plusami i minusami – nie zaskakuje, jest sekwelem lubianego sowizdrzała, dostarczającym też sporo rozrywki przypominania sobie osób i sytuacji, których tu się właściwie prawie nie próbuje anonimizować. Zabawa już za mną, włącznie z przedzieraniem się przez chaszcze reminiscencji erotycznych i fizjologicznych, jak to w tych powieściach. Intryga ciekawa, jednak zakończenie już mi wyparowało z głowy – natomiast kilkanaście stron antraktu o dziecku z trisomią pozostanie ze mną. Gdzieś w połowie książki złapałem się za głowę i rzekłem, że w istocie podmiotem tej narracji jest „dwoje jednym ciałem”, czyli mówiący Andrzej i stale obecna Agnieszka. Niby to intymne confessiones Andrzeja, ale Andrzeja nie ma bez Agnieszki, nawet gdy się akurat o niej nie mówi. Głos przemawia wciąż do tytułowej wdowy smoleńskiej Poli, ale kobietą rzeczywistą ponad wszystkie wymieniane i soczyście opisywane jest tylko Agnieszka. Powieść cudownie małżeńska, którą można napisać dopiero po długiej drodze we dwoje – o ile ma się w sobie nieprzepartą pokusę wpuszczenia widzów do wnętrza swojego życia. Autorowi już to weszło w krew.