Ciała

Ciała

Ciała Sienkiewicza. Ciało samego autora, za młodu niewyklute, dość nikczemnej postury, chorowite, ale spragnione miłości, ciało starzejące się, niszczejące, żałosne.

Ciała jego bohaterów — mężczyzn przeróżnych: malutkich, wymuskanych i topornych, dziarskich, starych i rozlazłych.

Ciała kobiet, do których się wzdycha, pokazywane zazwyczaj przez szczegół, wycinek dość pruderyjny, ale przecież wszystko mówiący — oczy, falujący biust, rozchylone nozdrza, oblewane rumieńcem, tracące dech. Ciała młode, dziewczęce, ledwie wyklute z dzieciństwa, niosące obietnicę zatrzymania czasu, ba, jego cofnięcia. I ciała kobiet brzemiennych, zdeformowane, zeszpecone.

Upojne wizje ciał męczenia, torturowania, kaleczenia. I ciała z wypisanymi na sobie zapisami cierpienia, ciała zadające śmierć i poranione. Kobiece ciało ojczyzny — udręczonej, zbolałej.

Bardzo dobrze się stało, że Wydawnictwo Czarne zdecydowało się wznowić dotychczas niszowe, pochodzące z roku 2009, „Ciała Sienkiewicza” profesora Ryszarda Koziołka. Dlaczego? Bo to po prostu świetna książka.

Niech nie odstręczy nas fakt, że Ryszard Koziołek zaznaje dzisiaj chwały main­streamowego krytyka (laureat Nagrody Literackiej Gdynia 2010, w latach 2012–2015 członek jury nagrody Nike, publikujący na łamach „Tygodnika Powszechnego” i agorowych „Książek”).

Niech nie odstraszą nas ostatnie teksty Koziołka, choćby te, w których — zaczadziały nowomodnymi ujęciami — wynosi pod niebiosa twórczość Ignacego Karpowicza — „Sońkę” i „Miłość”. Niech pewne zmanierowanie eseistyki Koziołka, widoczne w jego najnowszej książce „Dobrze się myśli literaturą” (Czarne 2016), nie powstrzyma naszej ręki sięgającej po „Ciała Sienkiewicza”.

To naprawdę świetna książka. Nie bójmy się. Nie brzydźmy. Weźmy w nawias wydrukowane na tylnej okładce zapewnienia Koziołka, że książka została „napisana z zachwytu i złości na Sienkiewicza”. Bo złości tu naprawdę bardzo mało, a przeważają zachwyt i oczarowanie.

Wierność talentowi

Ryszard Koziołek zabiera nas oto w fascynującą podróż. Podróż, w czasie której pokaże, jak genialnemu pisarzowi udało się nawiązać kontakt z czytelnikami ponad głowami ideologów, krytyków, zazdrosnych konkurentów, jak wierność literaturze właśnie, a nie ideom czy domkniętym światopoglądom, doprowadziła do gigantycznego sukcesu. Z uśmiechem pobłażania przywoła głosy mędrców bezradnych wobec fenomenu Sienkiewicza, którzy nieświadomi integralności pisarskiego gestu naiwnie, mało sensownie narzekali, że taki talent się zmarnował. Bo co? Bo nie dał się wprząc w służbę ich ideologii, bo nie spełnił ich planów naprawy świata?

Koziołek kapitalnie pokaże, jak Sienkiewicz, nabywając wiedzy o swym talencie, zaufał literaturze i swej sztuce narracyjnej, by unikając definiowania swej postawy wobec świata, dać mu to, co najcenniejsze: opowieść. Przeleci Koziołek nad krytykami współczesnymi Sienkiewiczowi, dowiedzie żałości i bezsiły kampanii antysienkiewiczowskich, by jako czytelnik zwrócić się ku tym rozbuchanym, wabiącym czytelnika na wiele sposobów książkom. „Sienkiewicz nie jest pisarzem idei, ale zmysłowego konkretu narracji” — przetnie rozważania literaturoznawców i myślicieli, by wraz z nami zatopić się w jego kipiącej emocjami prozie.

W centrum oczywiście będzie arcydzielna „Trylogia”, ale przecież w ado­rację Sienkiewicza wplecie Koziołek także inne dzieła. Odtworzy miłosne gry, jakie w swym życiu rozwijał Sienkiewicz z kobietami w różnym wieku, zajrzy do prywatnej korespondencji, by pokazać Sienkiewicza posługującego się grubym słowem, swawolnego, bezecnego, opowiadającego o swych miłosnych podbojach, onanizmie, klasyfikującego kobiety do szybkiej konsumpcji…

Sprawdzi, jak Sienkiewicz kreował swe bohaterki, obiekty westchnień wojennych herosów. Prezentując piękne na różne sposoby kobiety, które zawładnęły wyobraźnią dzielnych rycerzy, wojów, które wdzierały się w myśli rzymskich patrycjuszy czy współczesnych autorowi mieszczan, stworzy Koziołek niesamowity esej o meandrach miłości. Bezceremonialnie zestawi biografię pisarza z jego dziełem, doprawi to wszystko mało subtelnym Freudem, by wydobyć na jaw odwieczne dylematy miłości, pełnej sprzeczności i wzajemnie wykluczających się wizji. Wydestyluje ze zdawałoby się infantylnego erotyzmu Sienkiewiczowskich bohaterów pokrętne, wzajem sprzeczne, czasem perwersyjne ciągoty. Odtworzy fantazmaty, jakimi zasilał pisarz swe dzieła, i przedłoży nam przed oczy drażniące przyjemności, sycące czytelnika.

Owszem, gdy przywoła scenę, w której bohaterowie „Pana Wołodyjowskiego” obserwują swe blade kobiety — oszpeconą ciążą Krzysię i Baśkę emanującą mimo zmęczenia chłopięcym wdziękiem, pozwoli sobie na zdania koszmarki typu: „Ketling i Wołodyjowski są tu personifikacjami tłumionego dyskursu seksualnego, którego podmiot pada ofiarą własnej wartościującej stratyfikacji płci”. Ale przecież te naukawe ekscesy nie zburzą lektury, zatopionej w Sienkiewiczu, pełnej odwołań i cytatów z jego fenomenalnych dzieł.

Analiza „Trylogii”, „Rodziny Połanieckich”, „Krzyżaków” pozwoli Koziołkowi na opowieść o ambiwalencjach heteroseksualnej miłości, w której dążenie do wiecznej młodości koliduje z rozrodczością, a pierwiastki męski i żeński zwierają się w nieustannej walce. Swobodnie poruszając się po dziełach zebranych Sienkiewicza, zrekonstruuje jego ideał kobiety, pisząc: „Spośród wielu kobiet w »Trylogii« Zagłobę naprawdę pociągają tylko dwie: Helena i Baśka. […] Połączone razem tworzą znany już fantazmat, określony najwyraźniej przez Płoszowskiego w »Bez dogmatu«: »twarz dziewczynki z ponętami kobiety«”. W innym miejscu zanotuje: „Skutkiem konfliktu symbolicznego pomiędzy dwoma obiektami męskich uczuć jest częste u Sienkiewicza podwojenie postaci kobiecych, ujęte w opozycyjne typy bohaterek: androgyniczna versus płodna”. Miejscami, tworząc dyskurs o miłości, lekko przeszarżuje. Gdy wplecie do tego twórczość Balthusa, czyniąc go perwersyjnym wspólnikiem noblisty, czy gdy wystąpi z efekciarską nadinterpretacją nowelki „Autorki”.

Ciemne emocje

Wprowadza Koziołek czytelnika w konfuzję. Bo choć zaspokaja czytelnicze żądze i oczekiwania, to często czyni to bardzo brutalnie. Wyprowadza na światło dzienne to, co miało pozostawać w półmroku: definiuje uczucia pisarza, nie pozwala tkwić im w niedopowiedzeniach, w niewykluciu. Bezlitośnie rozszyfrowuje grę, którą prowadzi Sienkiewicz z samym sobą, z czytelnikami książek, czytelniczkami osobistych listów. Pisze: „Dzięki literaturze Sienkiewicz może przenosić swoje fantazmaty na dowolną postać fikcyjną, a jak pokazuje jego korespondencja, także na realnych adresatów”.

Brawurowo rozpoczyna rozdział poświęcony wieloletniej korespondencji pisarza zbolałego po śmierci pierwszej żony, Marii z Szetkiewiczów, z jej siostrą. Posłuchajmy: „Sienkiewicz wymyślił Jadwigę Janczewską w lecie 1886 r., mniej więcej w pół roku po śmierci żony Marii (zmarła 19 października 1885 r.). Jest to jedna z jego najlepszych postaci literackich”. Odtwarza Koziołek osobliwą grę, którą prowadził pisarz ze swą szwagierką, by stwierdzić: „Miłosne pisanie do Janczewskiej odcina go od depresji po śmierci ukochanej żony, oferując jakieś przedłużenie tamtego uczucia w pokrętnej relacji z siostrą zmarłej; dla niej słowa Sienkiewicza są siecią, w którą wpada, odgradzając się coraz bardziej od męża i syna, a nawet od rzeczywistości swego życia. Pisanie jest dla niego pracą żałoby, która niebawem się skończy, ją zaś wpycha w żałobę permanentną, gdyż obiektem jest on sam — żyjący pisarz”. Nie ma Koziołek litości też dla lekkich poruszeń emocji, nad którymi nie panujemy i które przecież często nas zwodzą, nie wierzy w urodę i niewinność uczuć pozostających w nierozkwicie, subtelnie zabarwiających naszą codzienność. Skoro więc w zapiskach Sienkiewicza pojawia się jakiś trop, Koziołek niczym gończy pies, który zwietrzył zwierzynę, wyrusza na poszukiwania i z korespondencji, z plotki, biograficznej fiszki destyluje swoją tezę, stawiając nam przed oczy fragmenty listów, łącząc opisy osób z powieści z realnymi personami z życia pisarza. Tak czyni z niebezpieczną od pewnego momentu epistolograficzną grą rozpoczętą przez sześćdziesięcioletniego pisarza z dziewięcioletnią Wandzią, tak postępuje z wątkami żałoby i śmierci kobiet w powieściach, tak z lękiem wobec prokreacji.

Nasyca wyraźnie Koziołek czytanie Sienkiewicza własnymi dylematami i dylematami naszej epoki, ciągnie myśl poza horyzont pisarza, ukryty za maską filologa, zwierza się z własnych niepewności i rozdarć. Nie sposób nie zacytować późniejszej deklaracji Ryszarda Koziołka, nie sposób nie zacytować, bo stanowi ona także trafną prezentację strategii, którą realizuje w „Ciałach Sienkiewicza”:

„Dobra lektura powinna być emocjonalna, taki jest jej nietajony cel, ale też ciemna strona opowieści. Za Bataille’em powiedziałbym, że jest to »nieprawa część« literatury, kiedy ta odwołuje się do ciemnych emocji czytelnika, wybudza je lub ożywia […]. To, co dzieje się z nami w trakcie czytania, wcale nie zawsze jest dobre! W lekturze bywamy sadystami, szowinistami, wydajemy niesprawiedliwe sądy, stajemy się stronnikami zbrodniarzy, ponieważ literatura właśnie to, między innymi, chce z nami robić — wydobyć naszą emocjonalność. Jeśli jest wielka, na tym się nie skończy — będzie nas skłaniać także do zrozumienia, co się z nami działo”.

I Koziołek, delektując się Sienkiewiczem, pokazuje, jak pisarz wprowadza nas w ekstatyczny odbiór. Zachwyca się niezwykłą kreacją na pozór niewinnego Zagłoby. Pisze: „Transponując dyskurs uwodziciela w dyskurs ojca, Sienkiewicz normalizuje społeczną patologię starczego pożądania”. W precyzyjnych analizach pokazuje filtry i cudze spojrzenia, przez które autor prezentuje nam przemoc i zabijanie, wciągając w pornografię sado-maso. Ligia — dręczona w wizjach Winicjusza i umierająca — we własnych marzeniach — jako męczennica. Uśmiech pobłażania dla faktu, że „postacie bliskie pisarzowi lub obarczone funkcją moralnego, patriotycznego bądź heroicznego wzorca zabijają elegancko, niemal dyskretnie”, ale i erotyczna niemal fascynacja kobiet wojennym widowiskiem przemocy, wzmocniona przez Koziołka odwołaniem się do nasyconego namiętnością reportażu Sienkiewicza z corridy.

Po mistrzowsku wplata w swe czytanie noblisty problematykę płci, pokazując już nie tylko seksualny wymiar bohaterów, nie tylko spór chrześcijaństwa z Erosem, lecz także ukształtowanie świata, w którym ścierają się pierwiastki męskie i żeńskie. Relacje między kobietą-ojczyzną a zbłąkanymi bohaterami, rzeczywistość, w której męka, ofiara znaczą więcej niż bohaterski czyn, a rana więcej niż triumf. No tak, tylko znów: „kontakt kobiety z męskimi ranami jest alegorią miłości i pożądania”.

Wciągając nas w namiętną lekturę, nie zaniedbuje Koziołek także polemik z tradycyjnymi ujęciami twórczości Sienkiewicza. Pokazuje więc, jak i co chciał Sienkiewicz w nas krzepić, jak łączył anachronizm z nowoczesnością i na czym polegał mechanizm konsolacyjny jego „Trylogii”. Zbyt mało miejsca tu, by choćby zasygnalizować wątki, które wręcz wylewają się z książki śląskiego literaturoznawcy, ale trudno, takie są uwarunkowania tygodnikowego pisania. „Ciała Sienkiewicza. Studia o płci i przemocy” — lektura obowiązkowa.

© ℗ Wszelkie prawa zastrzeżone „Do Rzeczy” 9/2018