Piotr Zaremba – POJEDYNEK Z WOJTYŁĄ
„Farciarz” Andrzeja Horubały to zaskakująca spowiedź znanego konserwatysty, który ujawnia swe rozterki związane z religią i seksem.
Pierwsze słowa powieści „Farciarz” Andrzeja Horubały: „Kurwa, to jest to” w ustach znanego katolickiego konserwatysty brzmią zaskakująco. Pisze „w ustach”, bo książka jest bardzo osobistym wyznaniem. Opowiedzianym w pierwszej osobie przez głównego bohatera, który – zupełnie tak, jak autor – ma na imię Andrzej, pięcioro dzieci, mieszka w Warszawie i zajmuje się produkcjami filmowymi. Nic dziwnego, że powieść czyta się jak pamiętnik. Pogratulować odwagi.
Bo co począć na przykład z takim fragmentem: „Tylko facet wie, jaka jest radość z mocnego, prawdziwego odpryskania, odlania, wyjulania, gdy wszystko działa jak należy, gdy strumień wali, że spokojnie przebija gazetę”? Horubała dzieli się z czytelnikami strachem przed chorobą delikatnego instrumentu do odpyskiwania – ale też radością z miłosnych uniesień z żoną, doświadczeniem rodzicielstwa i wyrzutami sumienia, jakie nawiedzają facetów, kiedy patrzą na swoje kobiety.
Właściwa akcja jest – wzorem wielu współczesnych powieści – wątła. Ot, jeden dzień z życia bohatera, który otrzymał przełomową dla jego kariery propozycję pewnego biskupa. Ten dzień upływa mu na kilku ważnych spotkaniach, ale przede wszystkim na powrotach w przeszłość i rozmaitych dygresjach. To one są właściwą treścią książki: zaskakujące wędrówki po własnym życiu i świecie wyobraźni. Znajdzie się w nim nawet miejsce na wyimaginowane wakacyjne dyskusje z biskupem Wojtyłą o konflikcie między erotyzmem i nauką Kościoła.
Autor „Farciarza” nie stroni od zabawy kosztem siebie i swoich kolegów (można by odrobinę takiego luzu zalecić innym środowiskom). Bawi się rozpięciem bohatera między polskim katolicyzmem a pokusami, jakie niesie świat miłości i seksu. Opowiada o tym językiem potocznym i zaśmieconym – takim, jak język nas wszystkich.
Ludziom całkiem „wyzwolonym” jego rozterki będą się wydawać naiwne. Z kolei dla twardego konserwatysty niektóre wątki mogą okazać się szokujące. Na przykład nonszalancja, z jaką traktuje Kościół katolicki, łącznie z osobą obecnego Papieża (odgrywa on skądinąd istotną rolę w ofercie od biskupa i życiu Andrzeja). Albo prowokacyjne wątpliwości dotyczące katolickiej etyki seksualnej przemieszane z passusami żarliwie religijnymi.
To zaiste przewrotny literacki obrachunek z sobą i z własnym środowiskiem przedstawiciela tak zwanych pampersów. W końcu Horubała to człowiek, który robił „konserwatywną rewolucję” w TVP za Walendziaka, a potem współtworzył katolicką telewizję Puls. Od poprzedniej tego typu powieści, „Siły przyciągania”, publicysty Cezarego Michalskiego, różni się jednak znacznie. Dla Michalskiego najbardziej liczyło się sportretowanie pampersa na tle społeczno-politycznym. Horubała natomiast postawił na wnikliwe opisy obyczajowych rytuałów, a także psychiki czterdziestoletniego mężczyzny.
W tle można rozpoznać inne autentyczne postaci: na przykład wspomnianego Cezarego Michalskiego czy nawróconego na katolicyzm Roberta Tekielego – redaktora „Brulionu”. Jednak „Farciarz” jest zbyt skupiony na samym Horubale, aby można go potraktować jako panoramę osób i zjawisk, związanych z polskim świeckim katolicyzmem. Doskonale rozumiem jednak głównego bohatera powieści, który redaktorce „Naszego Kraju” (czyli „Naszego dziennika”) tłumaczy, że nakazy religii bez miłości ni emają sensu – a za chwilę na wolnościowe tyrady liberalnego publicysty odpowiada, że Kosciół to także nakazy. Brak wyraźnego morału to największa zaleta tej powieści.
Piotr Zaremba, „Newsweek”